Cztery kobiety
Od kiedy pamiętam podczas niedzielnych obiadów u mojej babci,
zawsze lubiłam sięgać do szafki ze starymi fotografiami. W trakcie spotkań rodzinnych
siedziałam na podłodze, lub w fotelu i oglądałam małe, czarno-białe
zdjęcia naszej rodziny, ciotek, wujków, prababci i pradziadka. Co rusz
podchodziłam do rodziców pytając: "A kto to jest?" I cieszyłam się,
gdy rozpoznawałam coraz więcej twarzy. Uwielbiałam wpatrywać się w to, co było
na zdjęciach: stare szopy, wozy, domy, dużo ludzi, wieś, drzewa w tle, to jak
były urządzone mieszkania. Zastanawiałam się o czym oni myśleli, gdy robiono te
zdjęcia, kim byli, jaki mieli charakter. Uwielbiałam zdjęcia mojej babci, gdy
była młoda, bardzo mi się podobała. Sukcesywnie podkradałam jej zdjęcia i
zabierałam ze sobą do domu, mam je do dziś u siebie, ale spokojnie,
powiedziałam jej o tym po latach, nie gniewała się :)
Dziś usiadłam do
medytacji z chęcią lepszego poznania linii kobiet w mojej rodzinie. Poprosiłam o ujrzenie
mojej mamy, babci i prababci.
Zobaczyłam ją, jak sama stała się poniekąd mamą w wieku 10 lat, gdy
urodził się jej młodszy brat. Jej mama dużo pracowała, więc ona jako najstarsze
dziecko w rodzinie musiała się opiekować rodzeństwem. Musiała być twarda, nie
miała wokół siebie za dużo ciepła. Zobaczyłam ją jako młodą dziewczynę, potem
jako młodą kobietę tworzącą swoją rodzinę. Tworząc własną rodzinę, chciała
pokazać, że ona ma "lepszą" od tej, w której się urodziła. Nie umiała
być miękka i bezbronna, przyjęła rolę silnej kobiety, która do niej przylgnęła
na stałe. Zobaczyłam ją z innej perspektywy, zrozumiałam ją bardziej, jej
mechanizmy działania, oraz to jaka jest.
Potem cofnęłam się do
narodzin jej mamy, mojej babci. Było to gdzieś w Rosji, być może w
Nowosybirsku. Zobaczyłam ją tułającą się od Rosji do Polski. Jej mama była
Rosjanką, ojciec Polakiem. Jako mała dziewczynka w długiej podróży i po kilku
przeprowadzkach już w Polsce, nie miała bezpiecznego miejsca, jednego domu. W
jej młodym życiu brakowało stabilności, czego przejawem była II Wojna. Jako
młoda dziewczyna musiała skupiać się na przetrwaniu, pomaganiu mamie.
Po wojnie wyszła za mąż
za miłość swojego życia i to były na pewno szczęśliwe dla niej lata. Jej
marzeniem było pójść do szkoły plastycznej w Orłowie, gdzie się z resztą
dostała, jednak mąż nie zgodził się na to, z obawy, że jako zbyt wykształcona
kobieta, kiedyś go zostawi. Tego marzenia nie spełniła ale nie przestała
malować jeszcze przez jakiś czas. Później pracując w sklepie z pamiątkami
sprzedawała w nim swoje obrazy. Wyczułam że jej życiu, zwłaszcza w pierwszych
latach towarzyszyło poczucie, że nie mogła robić tego czego pragnęła, ponieważ
sytuacja zewnętrzna była wtedy ważniejsza. To musiało być dla niej bolesne.
Wojna się skończyła, dzieciństwo się skończyło, a ona dalej nie mogła robić
tego, o czym marzyła. Nie pozwoliła sobie żyć marzeniami.
Potem cofnęłam się do
czasów, gdy jej mama była młoda. Początek XX wieku. Rosja. Widzę pola i stepy,
duże przestrzenie i mało ludzi. Wyczuwam ciężkie, pracowite życie. Ona - młoda
wdowa w trójką dzieci. Zapewne też musiała być twarda. Musiało jej być ciężko.
Później wyszła za Polaka, mojego pradziadka, z którym miała kolejną trójkę
dzieci. Po jakimś czasie wyprowadziła się z nim do Polski. Nie wyczuwam dużo
ciepła w jej życiu i w jej byciu, po urodzeniu szóstki dzieci dążyła do
poczucia ulgi i szczęścia dla siebie. Nie miała łatwego życia, takie wrażenia
do mnie przychodzą.
Bardzo ciekawie było mi
to wszystko przeżyć. Poczuć lata, w których one były młode. Świat wyglądał inaczej,
co innego się wtedy liczyło. Poczułam lepsze połączenie z nimi, oraz większe
zrozumienie tego, kim były i co je ukształtowało, oraz tego, kim ja jestem.
Każda z nas w pewnym momencie swojego życia czuła się w jakimś stopniu
osamotniona.
Poczułam, że ja
przyszłam na ten świat między innymi po to, aby móc przerwać ten łańcuch
twardych kobiet, oraz po to aby robić to, do czego serce mnie wzywa. One
być może nie miały takiej możliwości. Ja i moje życie jestem progresem ich
perspektywy i czuję, że muszę dobrze wykorzystać możliwości życia takim życiem,
o jakim marzyłam. Czuję jakby to był mój obowiązek. Obowiązek nie tylko
względem moich przodkiń, ale również wobec wszystkich kobiet żyjących w cieniu,
nie umiejących żyć tak, jak tego pragną, zalęknionych. Moim obowiązkiem jest
żyć w zgodzie z tym, do czego wzywa mnie moje serce, dlatego właśnie, że
mogę.
Nie jest to naturalny
stan kobiety, być twardą. Życie czasem nas zmusza do tego, aby taką być ale w
głębi serca nie chcemy tego. Pragniemy wsparcia i opieki, abyśmy mogły się odprężyć i zaufać. Od dziś rozmiękczam moją linię.
Efektem tej medytacji
był przypływ inspiracji do namalowania naszego energetycznego drzewa
genealogicznego. Cztery kobiety i cztery serca. Ja jako ostatnie ogniwo w
centrum, moja prababcia najbardziej rozmyta już ze wszystkim co jest, z całym
wszechświatem, na zewnątrz.
Jestem wdzięczna za to, że mogę żyć tak jak chcę, że mogę się rozwijać,
rozmyślać do woli, że mam czas dla siebie. Doceniam te trzy kobiety, które
przyszły tu przede mną i dzięki, którym jestem tu, gdzie jestem.
Doceniam to, że ich
życia zaprowadziły je tam, gdzie miały je zaprowadzić, dzięki temu ja
zrozumiałam, co to znaczy móc robić to, czego się pragnie.
JMK
❤️
OdpowiedzUsuń