Joga w zgodzie z porami roku.


Koniec roku to mój ulubiony czas (zaraz po lecie!). To czas, w którym "czas zwalnia", a nawet miejscami zatrzymuje się. To czas, w którym zamykam pewne sprawy i nie zaczynam nowych. To czas powolny i pełen kontemplacji.
Jest to pora na siedzenie w domu. Daję ten czas sobie. Czekam na najkrótszy dzień w roku, początek astronomicznej zimy. Wtedy właśnie łatwiej jest mi skupiać się na moim świecie wewnętrznym. Jest cicho i ciemno na dworze. Wszystko jakby śpi. Energia zmienia się na bardziej odbiorczą. To wszystko sprzyja przyjrzeniu się sobie.

Koniec grudnia spędzam na relaksie, z rodziną, pijąc grzane wino, czytając książki, oglądając filmy.
Gdy mam wolne od pracy, nie przestaję pracować ze sobą, wręcz przeciwnie. Dopiero wtedy mogę pracować ze sobą, tak na prawdę, tak jak lubię.
Każdego roku skupiam się na czymś innym. Jednego roku nie "robię nic", po prostu sobie jestem, innego spędzam godziny wykonując tzw. "shadow work", lub siadam do konkretnej medytacji. W tym roku towarzyszyła mi "miękkość", rozluźnienie i delikatna praktyka asan i medytacji. Oraz przyciągnął mnie buddyzm tybetański. Gdy coś mnie zaciekawi, wchodzę w to bardzo głęboko, spędzam godziny, dni a nawet miesiące na nieustannym zgłębianiu tematu. Aż uznam, że już jest "enough", wtedy wracam do swoich codziennych praktyk.

Początek roku jest dla mnie zawsze ciekawy. Czuć jak energia zmienia się już pierwszego dnia. Wszystko wybudza się ze snu. Powoli rozpędza się chęć tworzenia, chęć zmiany. Styczeń ma dla mnie energię "poruszania się na przód". To czas, w którym rodzi się dużo pomysłów, zapomina się o porażkach i szykuje się do kolejnych przygód.
Z każdym kolejnym tygodniem stycznia wychodzę bardziej na zewnątrz, praktyka przemienia się z kontemplacyjnej, skupionej głównie na medytacji i relaksie, na bardziej fizyczną. Asany stają się głównym punktem mojego zainteresowania. Sprawdzam "co się w nich zmieniło". Zaczynam je odkrywać na nowo, sprawdzam nowe możliwości wykonywania pozycji i vinyas. Ciało chce się poruszać i zaczyna dyktować kierunek praktyki. Mniej sięgam do źródeł, bardziej odkrywam po swojemu. Tu zaczyna się praktyka, doświadczanie. Mniej teorii, więcej praktyki, tak wygląda dla mnie styczeń. Aż do momentu, gdy przyjdzie nowa energia, energia "oczekiwania", która trwa mniej więcej do przesilenia wiosennego, kiedy dzień i noc trwają tak samo długo...
Ale o tym innym razem;) póki co, mamy styczeń, więc bądźmy tu i teraz :)

JMK

www.asiayoga.pl

Komentarze

  1. Pięknie to opisałaś! :)
    Dla mnie czas świąt - czyli koniec grudnia, nowy rok, to również od dawna czas wyciszenia, kiedy lubię zwracać się ku sobie. Czasami się czuję jakby to był taki czas na "stand by-u", ale też czas kiedy ładuję energię, albo jej szukam w sobie. Taka świadoma obserwacja.
    Ściskam styczniowo. Bądźmy tu i teraz. Jest jak jest. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wszyscy się czegoś boimy

Rób to, w czym się czujesz najlepiej!

Jakie jest Twoje wewnętrzne "NIE"? Jakie jest Twoje wewnętrzne "TAK"?