Duchowe przyczyny chorób - rozmowa z moją "chorobą"

Jakiś czas temu napisałam artykuł na tym blogu "Medytacja samoświadomości", w którym opisałam metodę, jak komunikować się ze swoim ciałem, ze swoją chorobą lub ze zduszoną, stłamszoną częścią własnej osoby. 

"Na najbardziej podstawowym poziomie wszystko jest energią, a ta energia jest przepełniona świadomością. A patrząc od bardziej naukowej strony, energia przepełniona jest informacją. 
Na pewno nie raz to słyszeliście. 
Jeśli to prawda, oznacza to, że wszystko na tym świecie ma świadomość. Każde stworzenie, każda roślina, każda planeta, gwiazda, galaktyka ma swoją świadomość. 
Oznacza to również, że każda część nas: każda komórka, każdy organ, każda tkanka, również ma swoją wyjątkową świadomość. A my jako całość jesteśmy poniekąd zbiorową świadomością. 
Co to może dla nas oznaczać? 
Może to znaczyć, że jesteśmy w stanie komunikować się z dowolną częścią nas. 
Możemy komunikować się ze swoim sercem, płucami, z kolanem, z twarzą i z całym ciałem, tak jakby były one osobnymi istotami, posiadającymi swoją własną świadomość, a nawet charakter. 
Możemy połączyć się również ze świadomością danej choroby, wirusa, czy bakterii. 
Możemy zajrzeć do środka i poszukać odpowiedzi dlaczego coś nas boli, dlaczego jakiś organ jest chory, dlaczego mamy jakieś negatywne przekonanie na swój temat, dlaczego nie możemy poradzić sobie z jakimś problemem."

Spróbuj postrzegać siebie nie jako jednostkę, ale jako ekosystem. Wszystkie części tego ekosystemu mają wyjątkowe relacje między sobą. Komunikują się ze sobą i spełniają określone funkcje. Każdy organ ma swoją "osobowość", a my jesteśmy jakby "zbiorową świadomością". Tak samo każdy "intruz" w naszym ciele ma swoją osobowość, która chce się wewnątrz nas przejawić.  




Patrząc z perspektywy na rok 2018, co pierwsze przychodzi ci do głowy? Był to dla ciebie łatwy, czy trudny rok? Dla mnie osobiście poprzedni rok był bardzo wymagający pod wieloma względami, teraz już rozumiem dlaczego. Był to czas na zakańczanie starych spraw, i robienie miejsca na nowe. Był to rok na ustabilizowanie swojego życia, co często nie jest łatwe, można było odczuć  wiele "turbulencji". Czyli budowaliśmy coś nowego, szukaliśmy stabilizacji, po to aby w tym roku zakończyć stare sprawy i żyć poniekąd  od nowa.

Jedna z moich ulubionych nauczycielek, Teal Swan, napisała ostatnio: "Wszechświat rozwija się w zwojach, spiralach (cewkach). Każda pętla spiralnej cewki może być postrzegana jako cykl. Rok 2019 to koniec jednej z tych pętli w spirali, a zatem początek kolejnej pętli... Cykl dziesięcioletni, który rozpoczął się w 2009 roku. W 2009 roku w życiu każdej istoty, rozpoczął się cykl autentyczności. Nasiona zostały zasiane dla wizji, która narodziła się w tym czasie; wizja, która była w zgodzie z tym, kim naprawdę jesteś i czego naprawdę chcesz. Obecnie wizja ta przechodzi do punktu krystalizacji."

Zastanów się gdzie byłaś, gdzie byłeś 10 lat temu? Co się wydarzyło w twoim życiu w tamtym czasie? Czy z perspektywy czasu zauważasz jakieś zmiany, jakiś nowy początek?

Dla mnie rok 2009 był rokiem przełomowym. Dowiedziałam się wtedy, że w moim ciele jest wirus, a dokładniej wirus ulokował się w mojej wątrobie. Ta informacja zmieniła wszystko. Wszystko co robiłam, to jak siebie traktowałam, kim byłam, zostało poddane pod wątpliwość. Był to początek mojego przebudzenia, prawdziwy początek mojego rozwoju duchowego, czyli rozwoju na wszystkich poziomach: fizycznym, emocjonalnym i psychicznym. 
Ta jedna informacja zmieniła moje dotychczasowe życie, moje i mojego męża. Razem zmieniliśmy nasze priorytety, zaczęliśmy kwestionować nasze dotychczasowe życie, nasze myśli i przekonania. Zaczęliśmy iść w stronę samopoznania. Wtedy prawdziwie się przebudziliśmy. Od tego momentu wchodzimy coraz bardziej wnikliwie w głąb siebie, integrujemy w sobie, to co kiedyś zostało rozdzielone. Poszerzamy świadomość poprzez lepsze poznanie siebie, naszej roli a tym świecie, oraz przez odkrywanie i docenienie tego  "Wielkiego Misterium".

W tamtym czasie zaczęła się najpierw tzw."walka" z wirusem, metodami medycyny konwencjonalnej. Co osłabiło mojego ducha, załamało moje poczucie pewności i kierunku. Czułam się jakbym straciła kontrolę nad własnym życiem. Zrozumiałam potem, że walcząc z tym co jest, nie osiągnę harmonii i spokoju, nie uzdrowię się. Ponieważ, to co jest, wirus, nie jest sam w sobie problemem, jest skutkiem wcześniejszych problemów.

Po tym ciężkim okresie nastał dłuższy moment wyparcia, ignorowanie wirusa i mojego stanu zdrowia. Co tylko potęgowało moje napięcie i zmęczenie organizmu.
Nadszedł jednak w końcu czas na spojrzenie prawdzie w oczy, na przyznanie się przed sobą do tego, gdzie aktualnie się znajduję, jak się z tym czuję i zaakceptowanie prawdy: może już nigdy nie będę "zdrowa"...

I tak oto rozpoczął się długi proces uzdrawiania, poznania źródła choroby, możliwości leczenia na wszystkich poziomach, kwestionowanie własnych ograniczających, negatywnych przekonań, praca z cieniem, medytacje uzdrawiające, relaksacje, zioła, diety, oczyszczania organizmu i wątroby, ceremonie ze świętymi roślinami. 

Wiele razy podczas medytacji rozmawiałam ze swoją wątrobą oraz z wirusem. Niełatwo jest siedzieć ze sobą. Zwłaszcza trudno jest być obecnym ze sobą, gdy jesteśmy chorzy, słabi, zdenerwowani. Umysł ucieka w tworzenie kolejnych myśli i planów, analizowanie zdarzeń. W medytacji stale wracasz uwagą do ciała i oddechu. Po to aby stworzyć w sobie przestrzeń na bycie, czucie, na wglądy. 
Żeby dowiedzieć się co się z nami dzieje, czemu choroba się pojawiła, musimy nauczyć się być ze sobą, w ciszy. Musimy na chwilę się zamknąć, przestać mówić i zacząć słuchać.

Wszystko w tym kosmosie ma świadomość, każda komórka również ma swoją świadomość i czeka na polecenia. Jeśli nie wiemy po co tu przyszliśmy, jaki mamy cel, czego pragniemy, coś lub ktoś "z zewnątrz" może przejąć ster nad naszym życiem i wytyczyć nam kierunek. 

W moim przypadku kontrolę przejął wirus. Z początku, gdy rozmawiałam z wirusem, wydawał się być zuchwały, bardzo silny i na swoim miejscu. Z czasem zaczął przekazywać mi swoje lekcje, dlaczego tu jest, co mi pokazuje, czego mogę się od niego nauczyć. Aż w końcu przestałam go traktować jak wroga, jako coś negatywnego, co mnie spotkało, ale raczej, jak sprzymierzeńca. 
Teal nazywa tego typu rzeczy "antagonistycznymi sprzymierzeńcami". 

Mój antagonistyczny sprzymierzeniec pokazał mi, w których momentach mojego życia nie pozostawałam wierna sobie, gdzie oddawałam swoją moc sytuacjom, relacjom i rzeczom. Jak traktowałam siebie, poprzez niemoc którą czułam wobec świata. Agresja, którą czułam jako dziecko i brak możliwości jej zdrowego wyrażenia oraz uwolnienia, sprawiła, że żyłam w ciągłym napięciu, nie zdając sobie z tego sprawy. Ubrana w maskę "silnej dziewczyny", dla której jedynym "bezpiecznym" źródłem ujścia negatywnych emocji, była autoagresja. Byłam mało kochająca względem siebie, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Miewałam przebłyski mojego wewnętrznego przewodnictwa, mówiące mi w którą stronę pójść, jak się zachować, co zrobić, jednak często je ignorowałam, robiąc coś "tak jak zawsze". Upartość w niedokonywaniu potrzebnych zmian w moim życiu doprowadziła mnie do tego, że ciało samo powiedziało: Dość! Albo będziemy współpracować, szanować się i kochać, albo ja nie idę dalej!

Dzięki "chorobie" zaczęłam doceniać bardziej życie, moje życie, siebie. Zaczęłam kierować życie na "moje tory", iść w stronę tego czego pragnę, zamiast zgadzać się na to, co jest (a co nie jest moim wewnętrznym wołaniem). 

Po wielu rozmowach z moim wirusem, dowiedziałam się dużo o sobie, o tym jak przez lata wydawało mi się, że muszę grać w grę zwaną życiem, na cudzych zasadach, co powodowało wewnętrzny bunt. 

Gdy zadałam wirusowi pytanie:

Czego chciałeś mnie nauczyć, jako mój antagonistyczny nauczyciel?

Odpowiedział: 

"Tego, że twoje dziecięce poczucie bycia w potrzasku, to zamknięcie w więzieniu, które czułaś, podążanie za cudzymi nakazami - jest w tobie, pochodzi z ciebie. Nikt ci tego nie narzucił i nie narzuca, poza tobą. 

To ty siebie więzisz w swoich przekonaniach. 

Skoro nie podążasz za swoimi regułami i zasadami, będziesz podążać za czyimiś, w tym momencie, za moimi. 
A moje zasady są proste: 
Czuj się jak ofiara, a nią będziesz. Rób to, czego nie chcesz, łam swoje zasady ze strachu, a będziesz się wciąż bać, będziesz siebie nienawidzić i staniesz się swoim własnym wrogiem.
 
Tylko od ciebie zależy, czy się na to godzisz, zawsze masz wybór, nawet wtedy, gdy myślisz, że nie masz wyboru. Jeśli myślisz, że nie masz wyboru, to właśnie dokonałaś wyboru... o braku wyboru! Postanowiłaś uznać to za fakt, więc taka będzie od teraz twoja rzeczywistość.

Albo! Bądź silna na tyle, aby żyć w zgodzie ze swoją wewnętrzną prawdą. Mów swoją prawdę, uznaj ją i nie potrzebuj zapewnień, że jest słuszna. Jest słuszna dla ciebie! Jest twoja. Podążaj za nią i tylko za nią. 
Nie uznając swojej prawdy krzywdzisz siebie, stajesz się swoim własnym wrogiem. 
Więc, jeśli ty nie chcesz kierować swoim życiem, ja cię w tym wyręczę i pokieruję tobą tak, jak uważam. Masz wybór."

Ta konkretna nauka płynąca z mojej intuicyjnej wewnętrznej rozmowy z wirusem, uzmysłowiła mi moje schematy myślowe, wgrane gdzieś we wczesnym dzieciństwie. Pokazała mi, że już czas zaprosić te "oderwane" części mnie do teraźniejszości i znaleźć dla nich rozwiązanie, tak aby już nie musiały być dłużej zamrożone w czasie.

Dostałam dużo takich lekcji podczas rozmów z wirusem, z wątrobą, z całym ciałem. To wszystko rozbudziło i pogłębiło moją intuicję, moje wewnętrzne przewodnictwo, zbliżyło mnie do siebie. 
Wykonałam wiele procesów polegających na zintegrowaniu i przyjęciu tych aspektów mnie, które czują się jak ofiary, które czują się osamotnione, porzucone, niezauważone, które czują się jak ktoś zły i niegodny bezwarunkowej miłości.

Każda kolejna warstwa "obranej cebuli", każda kolejna podróż do poznania różnych zakamarków mojej osoby, zbliża mnie do siebie. 
Im bardziej przyjmuję to, na co nie mam ochoty patrzeć, czego nie chcę w sobie widzieć, tym bardziej akceptuję siebie i to kim jestem. 
Tym jest dla mnie joga, tym jest dla mnie medytacja. Tym jest dla mnie bycie w relacji ze sobą. Łączeniem tego, co nieświadome, z tym co świadome. Podróż od wielu rozłamów naszej istoty, do całości. 
Podróż od braku akceptacji, a nawet nienawiści do siebie, do miłości własnej.

Każda choroba mówi nam o tym, co nas do niej doprowadziło. To jak się czujemy przez daną chorobę, jest tym, co ją wywołało. 

Dzięki temu zrozumieniu, możemy zmienić nasze myślenie, przekonania, a co za tym idzie, dominujące emocje i choroba nie będzie już nam potrzebna. 

Choroba jest z nami tak długo, jak długo potrzebne są dla nas jej lekcje, aż zrozumiemy, co ją wywołało i co nas blokuje przed życiem w zgodzie z naszą wewnętrzną prawdą i z naszym najwyższym potencjałem.  
A aby się uzdrowić, musimy doświadczyć jej (choroby) przeciwieństwa. 

Przykładowo, to jak się czułam przez moje zapalenie wątroby, czyli jak ofiara, nie posiadająca mocy i kontroli nad swoim życiem, stłamszona, na poziomie energetycznym, psychicznym i emocjonalnym, jest tym, co ją wywołało. Więc, aby się uzdrowić powinnam poczuć swoją własną moc, swoją moc sprawczą, zobaczyć, jak panuję nad rzeczami, nad którymi mogę panować, puścić rzeczy, których kontrolować nie mogę, oraz nauczyć się w pełni wyrażać potrzeby mojej duszy. Na tym właśnie polega moja praktyka duchowa.

Te ostatnie 10 lat było dla mnie jednocześnie dużym wyzwaniem jak i ogromną ekspansją, poszerzaniem świadomości, poznawaniem życia. Czuję, że ten rok jest rokiem zakończenia tego, co się urodziło w 2009 roku. Koło zostało zatoczone, teraz przyszedł czas na budowanie nowego, z zupełnie innej perspektywy. Tworzenie pod wpływem innych pragnień.  
Czuję, że jest to rok na odkrycie i zaakceptowanie swojej własnej mocy i siły sprawczej.
Czego i Tobie życzę :)

JMK

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wszyscy się czegoś boimy

Rób to, w czym się czujesz najlepiej!

Jakie jest Twoje wewnętrzne "NIE"? Jakie jest Twoje wewnętrzne "TAK"?