Poprzez ciało do miłości własnej

Wiele lat temu, gdybym usłyszała hasło "Miłość własna" wyśmiałabym ten koncept jako coś dla pocieszenia słabych ludzi. Jako nastolatka, byłam w takim miejscu ze sobą, w którym miłość własna nie była w moim polu świadomości. Nie było jej nawet gdzieś na horyzoncie. W tamtych latach było tylko przetrwanie kolejnego dnia, marzenie o byciu kimś innym i nieudane próby zaakceptowania siebie, bez głębszego zrozumienia dlaczego jestem taka, jaka jestem. 

W wieku 22 lat na mojej drodze stanęła joga, nie wiedziałam wtedy jeszcze jak bardzo odmieni się dzięki niej moje życie. Z obecnej perspektywy wiem, że była to pierwsza próba pogodzenia się ze sobą, pierwszy punkt zwrotny w moim życiu. Moje wyższe/wewnętrzne Ja połączyło mnie z tą ścieżką, co mogę dziś śmiało powiedzieć, uratowało moje życie. 

Zaczęłam więc tą piękną podróż pracy z ciałem, poprzez ciało do miłości własnej, nie wiedząc wtedy, że taka to jest właśnie droga, że o to tu chodzi. Wtedy po prostu poznawałam coś nowego, coś co mnie zafascynowało od samego początku, zaczęłam sama trenować własne ciało, które umiało robić coraz to nowe, bardziej zaawansowane rzeczy. Była to bardzo organiczna nauka, pochodząca od wewnątrz. Do tej pory wszystko, czego się uczyłam, było mi z góry narzucane, przecież w szkole nie wybierałam czego będę się uczyła, co mnie interesuje. Trzeba było się po prostu uczyć. Tu sytuacja wyglądała zupełnie odwrotnie. Okazało się, że moje zdolności do zapamiętywania, przetwarzania informacji, czucia, były tak duże, że praktykując po 4-6 godzin dziennie, w dalszym ciągu było mi mało! A do tej pory myślałam, że nie mam zdolności do zapamiętywania i że słabo się uczę :) Nic wcześniej tak mnie nie interesowało, jak ta wyjątkowa praca z ciałem i umysłem jaką jest joga.

W wieku 29 lat zdiagnozowano u mnie WZWB i to był drugi punkt zwrotny w moim życiu. Joga zatrzymała mnie na tyle, abym nauczyła się siadać ze sobą, słuchać mojego ciała i poznać siebie bardziej. WZWB zatrzymało mnie, jak nic innego do tej pory. Totalne przewartościowanie całego mojego życia. Nagle okazało się, że już nie mogę nie dbać o siebie. Nagle okazało się, że to, co jem ma ogromne znaczenie i wpływ na to, jak się czuję. Nagle picie alkoholu stało się tak namacalnym wrogiem dla mojego organizmu, że powoli, stopniowo musiałam go wyeliminować z mojego życia. Dziś już praktycznie nie ma miejsca na alkohol w moim świecie. Ale gdybyś mnie znała/znał w czasach szkolnych, wiedziałabyś/wiedziałbyś, że ze mną zawsze można było się napić... O wirusie pisałam już na tym blogu, jeśli ten temat Cię interesuje, możesz zerknąć do starszych wpisów. 

To drugie zatrzymanie mojego życia, było tym, co je najbardziej zmieniło. Zmieniło też moją praktykę jogi, aczkolwiek znowu powoli i stopniowo, prawie niezauważalnie. Gdy twoje ciało staje się słabe i zmęczone - z różnych względów, a praca z nim jest twoją codzienną praktyką, nie masz innej opcji, jak zacząć słuchać. Musisz się uwrażliwić na tyle, aby odbierać subtelne sygnały płynące z twojego ciała. Jeśli chcesz i potrzebujesz się ruszać, musisz ruszać się w sposób, który jest bliższy miłości własnej, niż jakiemuś rygorystycznemu reżimowi. Inaczej nie dasz rady utrzymać swojej praktyki. 

Ponieważ moje ciało zabrało cały mój fokus, musiałam nauczyć się, co to znaczy żyć w zgodzie z nim. Co to znaczy, być dla siebie dobrą, wspierającą, kochającą. Z każdym posiłkiem, z każdą zdrowo wyrażoną emocją, z każdą zmianą negatywnego przekonania na swój temat i z każdą praktyką pełną miłości własnej, pomału, po cichu, nie w pełni świadomie dochodziłam do głębszego połączenia ze sobą. Z tym, kim jestem. Przestałam chcieć być kimś więcej, kimś lepszym, kimś "jakimś", a zaczęłam doceniać to kim faktycznie jestem. Zaczęłam doceniać moje ciało, co potrafi zrobić, jak wrażliwe jest, jak mądre i piękne jest. Wszystko, co składa się na mnie - moje ciało, mój głos, moja mimika twarzy, mój sposób bycia, mówienia, to jak przeżywam emocje, mój śmiech i moje łzy, kolor moich oczu, kolor moich włosów - to wszystko jest tym, po co tu przyszłam. By w pełni być sobą, nie kimś innym. 

Gdy pracuję z moim ciałem, czy poprzez praktykę jogi, ruch intuicyjny, czy taniec 5 żywiołów, pracuję na głębszych poziomach z moją psychiką, emocjami i duszą. Poprzez ciało mogę wyrazić wdzięczność dla mojego życia. Praktyka może być formą modlitwy, wyrazu wdzięczności, w serwisie dla życia. Ciało jest pięknym i moim ukochanym narzędziem, które możemy wykorzystać do budowania miłości własnej. Gdy skupiam się na swoim ciele z miłością, wdzięcznością, gdy je doceniam, gdy o nie dbam i szanuję, to tak naprawdę, czuję miłość, wdzięczność, docenienie, dbanie i szacunek do siebie samej. 

Poprzez ciało łączę się z emocjami, myślami, wzorcami i schematami. Poprzez ciało łączę się ze sobą. 

Wiem co to znaczy nie kochać siebie, byłam tam dość długo. Wiem co to znaczy kochać siebie. Wiem, że droga do miłości własnej bywa długa i wyboista ale krok po kroku, dzień po dniu, drobnymi gestami, jesteśmy w stanie dojść do tego punktu. Sami lub z pomocą, ważne aby spróbować zobaczyć jak to jest być po drugiej stronie, bo pierwszą stronę większość z nas zna doskonale i głęboko w środku czujemy, że ona nie działa. 

Jak się czuje twoje ciało teraz? Czym je karmisz? Usiądź na chwilę i wsłuchaj się w ten piękny instrument, dzięki któremu możesz tu i teraz doświadczać życia. 

Poczuj wdzięczność za swoje własne ciało, takie jakie jest, wyjątkowe, kochające, piękne ❤




Z miłością,

JMK

 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wszyscy się czegoś boimy

Rób to, w czym się czujesz najlepiej!

Jakie jest Twoje wewnętrzne "NIE"? Jakie jest Twoje wewnętrzne "TAK"?